Bajeczki Bajeczki Bajeczki Bajeczki Bajeczki


Milicja


Poszedł Marek na jarmarek,
Kupił sobie oś,
Pod stodołą ją postawił,
Ukradł mu ją ktoś.

Milicjanta, biedak, woła,
Ale pusto jest dokoła.

Wracał Marek z Nowolipek,
Najspokojniej szedł,
Wtem mu cegłę jakiś typek
Sprzedał za 100 zet.

Sprzedał? Zmusił. Wepchnął siłą,
Bo milicji znów nie było.

Wyszedł Marek z domu z rana,
Chciał odwiedzić sklep,
Od jakiegoś chuligana
Dostał pałką w łeb.

"Hej! Milicja! Na ratunek!"
Lecz nie tam był posterunek.

Pragnął Marek wsiąść w autobus,
Pchał się tak, jak mógł,
A gdy wsiadł już, jakiś łobuz
Zepchnął go na bruk.

Więc milicji głośno wzywa,
Lecz tam właśnie jej nie bywa.

Szedł raz w nocy. Śpi już Praga.
Wtem oprychów dwóch
Rozebrało go do naga,
Majchry poszły w ruch.

Marek wzywa więc pomocy,
Lecz milicji nie ma w nocy.

Raz przez jezdnię Nowym Światem
Wbrew przepisom szedł,
Milicjanci go z mandatem
Przydybali wnet.

"Płacę i nie mówię nic ja,
A więc jednak jest milicja!"

Jan Brzechwa


Bajeczki Bajeczki Bajeczki Bajeczki Bajeczki


Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz