Widząc, jak orzeł porywał barany,
Kruk, choć mniej silny, ale rabuś znany,
Chciał królewskiego ptaka naśladować.
Nuż krążyć dokoła stada,
Nuż podglądać i myszkować.
A był tam baran nie lada,
Z rodu tych, co szły niegdyś bogom na daniny:
Wielki jak cielak półroczny,
Tłusty jak połeć słoniny.
Więc kruk żarłoczny,
Chciwe zwróciwszy nań oko:
"Nie wiem - rzecze - skąd wziąłeś tak wspaniałą tuszę,
Lecz to wiem, że dziś jeszcze schrupać ciebie muszę."
I na wzór orła wzbiwszy się wysoko,
Jak kamień z góry spada na barana.
Ale baran to nie ser; łapami obiema
Szarpie, dźwiga - ani rusz! A wełna splątana
Jakby broda Polifema
Tak mu uwikłała szpony,
Że uwiązał w runie, jako ryba w sieci.
Przybiegł pasterz, wziął kruka. Srodze zawstydzony,
Poszedł rabuś do klatki na zabawkę dzieci.
I między ludźmi nie inaczej bywa,
Skoro łotrzyk chce łotra oceniać się miarą -
Bąk pajęczynę przerywa,
A mucha pada ofiarą.
Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz