Nie wiem, gdzie ja to czytał, ale mniejsza o to.
Miał jeden młynarz osła; tak zmęczył robotą,
Iż nie wiedząc, co robić,
Wolał sprzedać niż dobić.
Woła syna-wyrostka, co go w domu chował,
I rzecze: "Żeby się nasz osieł nie zmordował
W długiej drogi przeciągu,
Zanieśmy go na drągu."
Dźwiga stary i stęka, chłopiec jeszcze gorzej.
Im szli dalej, im szli sporzej,
Tym srożej trud uciemiężał,
Tym bardziej im osieł ciężał.
Gdy to postrzegli,
Ludzie się zbiegli.
Śmiechy się wzniosły:
"Wzdyć to trzy osły!
A ten najmniej co na drągu."
Niekontent młynarz z zaciągu,
Rozumu się poradził,
Syna na osła wsadził.
Aż pierwsi, co napotkał, nuż się gniewać o to:
"Ty na ośle niecnoto! -
Rzekli do chłopca - a stary pieszo!"
Więc do kijów gdy się spieszą,
Aby ich złość nie uniosła,
Zsadził syna, siadł na osła.
Przechodziły dziewczęta, mówi jedna do drugiej:
"Patrz, biedny chłopiec, jak do wysługi
Ten stary go używa!
Dziecię z pracy omdlewa,
A dziad niemiłosierny,
W taki upał niezmierny
Pieszo go iść przymusza."
To starego gdy wzrusza,
Wsadził chłopca za siebie.
Że dogodził potrzebie,
Jedzie kontent z wynalazku.
Ledwo co wyjechał z lasku,
Znowu krzyk: "Jacy to głupi!
A kto od nich osła kupi?
Podróżą go udręczą,
Ciężarem go zamęczą;
Chyba skórę przedadzą!"
"Nieźle oni cos radzą -
Rzekł młynarz - chociaż i łają."
Więc z synem z osła zsiadają,
Aż znowu mówią przechodnie:
"A któż to widział, aby wygodnie
Osieł szedł wolno, a młynarz za nim.
Wybacz bracie, że cię ganim;
Każdy z ciebie śmiać się będzie,
Jak się nie poprawisz w błędzie."
"Nie poprawie - rzekł młynarz - dość przymówek zniosłem;
Chciałem wszystkim dogodzić, i w tym byłem osłem.
Odtąd, czy kto pochwali, czy mnie będzie winił,
Nie będę dbał nic o to; co chcę, będę czynił."
Co rzekł, to się ziściło
I dobrze mu z tym było.
Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz