Wpadły dzieci do cukierni
- Jest pan Pączek?
- Nie ma, zjedli!
Tak im rzekła żona Pączka
Dzierżąc ciasto w tłustych rączkach
A naprawdę jak to było
Co w cukierni się zdarzyło
Zabrzmi może to potwornie
Włożył buty, kurtkę spodnie
Cukrem nosek przypudrował
I jak leżał, wyparował
- Ktoś by myślał, że przesadzam
On po prostu mi przeszkadzał!
Nie wierzycie? Już od rana
Taka byłam skołowana
Wyrzuciłam na ulicę
Przepadł, zginął, jak widzicie
Nie ma go na kontuarze
I nic na to nie poradzę
Oburzony wypowiedzią
Ten, co zawsze cicho siedział
Pewien malec bardzo mądry
Rzekłbyś nawet bardzo zdolny
Jak dąb rosły i odważny
Głosem pełnym i rozważnym
Choć miał duszę na ramieniu
Za kolegów, w ich imieniu
Wziął z młodzieńczą krzyknął swadą:
- Chcemy pączka z marmoladą!
To co pani opowiada
To jest w końcu pani sprawa!
To jest wszystko śmiechu warte
Dzisiaj mamy tłusty czwartek!
Szczęściem stał przy koleżance
Szepnął do niej:
- Wody! W szklance!
Tak mu słabo się zrobiło
Omal kozła nie wywinął
O włos bliski był omdlenia
Taki kres był wystąpienia
Pani Pączek przerażona
W głowie się jej to nie mieści
Zachowaniem tym zdziwiona
Tchu nie mogąc złapać w piersi
Na wysiłek się zdobyła
I o ciszę poprosiła
- Dobre sobie, dobre sobie!
Coś z tym fantem muszę zrobić
Czy ja dobrze zrozumiałam
Czy też zmysły postradałam?
Zaraz złapie mnie gorączka
Wy coś chcecie? Oprócz pączka?!
Nie schowałam go pod ladą
Pączek znikł wraz z marmoladą!
Nie ma po nim ani śladu
Proszę sobie wyobrazić
Przez calutką noc się smażył
Chciał odpocząć, chciał ochłonąć
Słowa prawdy się obronią
Nie ma żadnej w tym przesady
Z brzuchem pełnym marmolady
Wybiegł z domu, o próg potknął
jeszcze słyszę: żegnaj kotku!
A zmartwienia miał niewąskie
Nie chciał być łakomym kąskiem
Nagle drzwi się otworzyły
Wleciał pączek ledwie żywy
Leciał, leciał, spadł na ladę
W locie zgubił marmoladę
Z lady wpadł wprost do talerza
- Własnym oczom nie dowierzam!
Spadłeś pączku prosto z nieba
Teraz mogę ciebie sprzedać
Dzieci były zachwycone
Przechwyciły szybko pączka
I wybiegły jak szalone
Tak dobiegła bajka końca
Życie dziwnie losy plecie
Pączek dzisiaj jest na diecie
Wyprowadził się w cukierni
I sprzedaje w pasmanterii
I wspomina po dziś dzień:
- Tłusty czwartek to był dzień!
A w cukierni jak w cukierni
Smutno jest bez pana Pączka
W niej za ladą stary piernik
Oferuje róże w pączkach
Sama się dziś dowiedziałam
Jak to było przekazałam
Pani Pączek poprosiła
Abym morał wygłosiła:
Nie smaż się we własnym sosie
Bo ci życie da po nosie.
Poprzedniy wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz