Opowiem ci bajeczkę,
a może nie bajeczkę,
a może nie opowiem,
bo strasznie jestem śpiąca.
Pamiętam ją od dziecka,
a może nie od dziecka,
a może nie pamiętam,
więc zacznę ja od końca.
Raz w pewnym bardzo ślicznym
ogrodzie botanicznym,
oj, nie, w zoologicznym!-
z mamusią oraz tatą
żył sobie kto?
Ślimaczek!
Lub tygrys!
Lub też raczej
nieduży szopek praczek,
a może aligator.
Raz w pewien dzień wiosenny,
a może w dzień jesienny,
nasz kurczaczek wyszedł z domu
w promieniach ciepłych słonka
i najpierw wlazł na drzewo,
a potem poszedł w prawo,
a potem poszedł w lewo
i w końcu się zabłąkał.
Aż pewien młody wielbłąd,
a może stary wielbłąd,
zobaczył szopka praczka,
co we łzach tonął cały,
i rzekł:
"Zgubiłeś drogę?
No tak, zgubiłeś drogę!
To nic, ja ci pomogę,
więc nie rycz już mój mały!"
"Czy mieszkasz w tym basenie?"
"Na pewno w tym basenie!
A może nie w basenie...
A może... eee... na drzewie..."
"Czy to jest twoja klatka?"
"Hurra, to moja klatka!
A może inna klatka!
A zresztą, sam już nie wiem!"
Tak cały dzień biegali
i całą noc biegali
po dróżkach i alejkach
pod deszczem i na słońcu,
aż domek nieboraczka,
tygryska czy prosiaczka
znaleźli koniec końców.
A w domu mama z tatą,
szczęśliwi i przejęci,
porwali wnet w objęcia
niegrzeczną swą córeczkę-
troszeczkę się pośmiali,
troszeczkę popłakali,
troszeczkę jej przylali-
a może nie troszeczkę.
I odtąd nasz zwierzaczek,
tygrysek, czy prosiaczek,
a może szopek praczek,
sprawuje się wzorowo.
Sam zaraz ci to powie,
a może ci nie powie,
a może innym razem,
bo przepadł gdzieś na nowo.
Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz