Wzdęta burzą wód głębina
Rzuciła kiedyś na obce wybrzeża
Kupca, magnata, królewskiego syna
I pasterza.
Nic nie unieśli z rozbicia
Prócz życia.
Cóż miało począć to grono podróżne?
Umierać z głodu? Prosić o jałmużnę?
A głód doskwierał. Więc nie tracąc czasu
Siedli wśród lasu
I zaczęła się narada.
Królewicz na losy biada:
Jakże śmiał dotknąć cios niezasłużony
Jego, dziedzica korony!
Rozprawiał o tym długo i szeroko.
Magnat nos zwiesił, kupiec łamał dłonie
I łzawe przecierał oko,
Tylko pasterz w całym gronie
Radził złej doli w oczy spojrzeć śmiało.
"Nie płaczcie - mówił - na co to się zdało?
Ot, lepiej niech każdy szczerze
Do roboty się zabierze,
Świat cały przecie można obejść pracą."
Pasterz śmiał to powiedzieć? Zuchwalec! Ladaco!
Śmiał wyrzec mądre zdanie przy królewskim synu
Człowiek z gminu!
Szczęściem, że ludzi niedola jednoczy,
Więc mu to uszło na sucho.
Kupiec westchnął, obtarł oczy
I rzecze z dobrą otuchą:
"Gdy wedle pasterza zdania,
Praca ma być naszym celem,
Zostanę nauczycielem.
Będę uczył mnożenia i odejmowania."
"Ja - rzekł królewicz - moi przyjaciele,
Kurs dyplomacji otworzę."
"Ja zaś - rzekł magnat - nie umiem zbyt wiele,
Więc ujeżdżalnię założę."
"W tych słowach - odparł pasterz - dobra chęć się mieści,
Lecz miesiąc ma dni trzydzieści,
Nim za naukę zyskacie pieniądze,
Wprzód wszyscy pójdziem do grobu;
Cały wasz rozum, jak sądzę,
Nie znajdzie na to sposobu.
W biedzie dłoń więcej znaczy niźli głowa:
Dłoń was od śmierci zachowa."
Poszedł do lasu, chrust powiązał w pęki,
Sprzedał go w mieście i pracą swej ręki
Żywił ich cały miesiąc. Mimo swej mądrości,
Byliby do Plutona poszli jak najprościej
Wykładać politykę i odejmowanie.
Czyż nie prawda, że w biedzie dłoń za głowę stanie?
Cenną rzeczą jest mądrość, lecz gdy głód dokuczy,
Nieraz mędrca prostaczek rozumu nauczy.
Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz