Lis, wyjadacz starej daty,
Co z niejednej tarapaty
Wykręcił się był na sucho,
Doigrał się wreszcie swego.
Z kitą spuszczoną, ociekły juchą,
Podziurawiony jak przetak,
Skarżył się biedak, a na ludzi nie tak,
Jak na te muchy, co go cięły do żywego.
"Tfu, do diabła! - rzecze w złości -
Już też mi przyszło na biedę,
Gdy i to psiarstwo na skórze mej gości
I najczystszą krew mą pije!"
"Idę ja tam, zaraz idę -
Ozwał się jeż - przyjaciel - wnet ja ci, sąsiedzie,
Każdą z tych pasożytek jak włócznią przeszyję."
Ale lis pokręcił głową
Nad prostego jeża mową:
"O nie! Z tego nic nie będzie.
Daj mi pokój, mój bracie, już się te napiły:
Nowe przyszłyby głodne i gorzej dręczyły."
Co do mnie - i ja także jestem zdania lisa:
Stary urzędnik chłepce, a nowy wysysa.
Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz