Słuchaj - rzekł lis do wilka, bracie i kolego,
Co dzień zajadam te same przysmaki -
Stare koguty lub chude kurczaki,
Już mam dość tego dobrego,
Drób kością w gardle mi stoi,
Chciałbym spróbować choć raz dla odmiany,
Jak też smakują barany.
Naucz mnie więc, z łaski swojej,
Jak mam wpadać między trzodę,
Jak chwytać owce kudłate -
A jaką chcesz, dam zapłatę,
Czym chcesz, wdzięczności dowiodę."
"Zgoda - wilk rzecze na to - odmieniwszy postać
Możesz, jak ja, baronem feudalnym zostać
I na gościńcu zaczajony skrycie,
Zarabiać sobie na życie.
Właśnie kilka dni temu, w lesie, na wygnaniu
Zmarł mój braciszek stryjeczny;
Przywdziejesz jego skórę i w takim przebraniu
Od kundlów będziesz bezpieczny."
Jakoż niebawem, w nową odzież ustrojony,
Wyuczony w wilka szkole,
Lis chyłkiem wpadł na pole
I przez zagony
Na błonie bieży,
Gdzie trzoda cała
Wpośród pasterzy
Trawkę skubała.
Nagle zza krzaka wyskoczy,
A że strach wielkie ma oczy,
Więc głupie owce, struchlałe i drżące,
Zamiast jednego - wilków ujrzały tysiące,
I w nogi! A za nimi pieski i pasterze.
Zostało jedno jagnię. Lis w paszczę je bierze
I z łupem swym do lasu wlecze się powoli;
A wtem z daleka, na roli,
Kogut gdzieś zapiał. Ta znajoma nuta
Nęci lisa i wabi, i po sercu głaszcze.
Roztwiera paszczę,
Porzuca jagnię: hajże na koguta!
Od rana za nim pędzi do wieczora,
Myśląc: "Na co mi owiec, gdy koguty lubię?"
Zawsze popęd wrodzony przy najpierwszej próbie
Wylezie jak szydło z worka.
Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz