Jak na jednego zdrajcę i urwisa,
Ma wilk rozumu niemało.
Ale jednak powiem śmiało,
Ani się umył do lisa.
Ten łotr pewnego wieczoru
Dybiąc na zgubę gęsiego plemienia
Biegł milczkiem dokoła dworu.
I tak jakoś od niechcenia
Spojrzał w studnię.
A księżyc świecił przecudnie
I w cichej wodzie jego tarcza biała
Jasno błyszczała.
Lis zgrzytnął zębem i wytrzeszczył oko:
"To ser! A ja z głodu ginę!
Skoczyć? Ej, nie! Za głęboko!"
Gdy tak rozmyśla, w zapale
Wdrapał się na cembrowinę.
Spostrzega wał, a na wale
Okręcone jakieś sznury
I cebry: jeden na dnie, a drugi u góry.
Dał susa w ceber - i jedzie,
Spuszcza się na dół, ale zamiast sera,
Żłopnął wody. Aj, gwałtu! Co począć w tej biedzie?
Tymczasem dzień zaświtał. Lis z głodu umiera,
Słyszy psów ujadanie i kroki człowieka -
I śmierci niechybnej czeka.
Czekał dwa dni. Już księżyc, zwykłą dążąc drogą,
Trzeciej nocy wydawał się od prawej strony
Jak wyszczerbiony,
A tu nie widać nikogo!
Wtem, o radości! Czy go wzrok nie myli?
Para błyszczących oczu do studni się chyli:
Wilk! "A witajże, kumie! Gościu najmilejszy!
Czekałem cię jak zbawienia!
Patrz: mam tu coś dla ciebie, coś nie do wzgardzenia,
Coś do zjedzenia!
Czy widzisz ten ser? Kawałeczek mniejszy
Sam zjadłem; patrz, nic prawie; ot, cząsteczkę czwartą;
Ale z tym wielkim kawałem
Na ciebie duszko czekałem;
Zobaczysz, buzi dać warto.
Siadajże w ceber, com ci tam zostawił,
I w lot przybywaj." Wilk gracko się sprawił,
Skoczył i swym ciężarem na cebrze zawisa.
Jedzie w dół, lis do góry: drapnął - nie ma lisa.
Nie szydźcie jednak czytelnicy moi,
Z wilka i lisa kłopotów,
Bo i z nas każdy chętnie wierzyć gotów
W to, czego pragnie lub czego się boi.
Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz