W kalendarzu miesiąc wrzesień,
A tu jęki: znowu jesień...
Znowu pluchy, deszcze, słoty.
Na nic nie ma człek ochoty.
Znowu grypy i katary.
Zmartwień zresztą jest bez miary:
Oto liście z drzew już lecą
(nic nie robią tylko śmiecą...)
Dzień jest krótszy, ranki chłodne
I ubranie mniej wygodne.
Mama czapkę każe nosić -
Trudno tego nie mieć dosyć...
Znowu szkoła i klasówki
Z geometrii - łamigłówki,
Z geografii - jakieś rzeki,
Na historii - dawne wieki,
Na "wu-efie" - wciąż przysiady,
Na religii - dobre rady...
Jest w tych żalach wiele racji,
No bo koniec już wakacji.
Lecz na szczęście smętny wrzesień
Przyszła witać... "Złota jesień".
Jakże to prześliczna pora
Malowana w stu kolorach.
W blaskach złotych i szkarłatnych
Leży zeszyt twój od "matmy"...
Przy jesiennych, cichych zmierzchach
Nawet lęk przed szkołą pierzcha.
Więc choć chęci masz najszczersze,
Zamiast wzorów - piszesz wiersze...
W które czasem ci się wplata
Srebrna nić babiego lata...
Jeszcze woła nas boisko,
Jeszcze można robić wszystko.
W czyn wprowadzać różne plany,
Iść do parku po kasztany,
Najeść się soczystych gruszek
I powiedzieć sobie: - Muszę...
Jak najprędzej muszę zmienić
Złą opinię o jesieni.
Ona wówczas się odwdzięczy
Szczęściem w siedmiu barwach tęczy.
A to szczęście - już to czuję -
Będzie chronić cię od dwójek.
I gdy zima los odmieni,
Powiesz: - SZKODA TEJ JESIENI...
Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz