Pies, człowiek, kot i sokół z nimi
Zawarli przyjaźń ślubami wiecznymi
Z czystego serca , bez pochlebstwa, szczerze.
Prawie że wspólne jadło mieli, wspólne leże.
Ślubowali dzielić się szczęściem i niedolą,
Wzajemnie sobie pomoc dać,
W potrzebie wiernie druh przy druhu stać,
Nawet umrzeć za druha, gdy losy zniewolą.
Otóż raz czterech sprzymierzeńców owych
Wyprawiło się na łowy.
Od domu daleko odbili,
Zmęczyli się, uznoili,
Wreszcie nad brzegiem przystanęli zdroju,
Aby siedząc lub leżąc zażyć tam spokoju.
A wtem z lasu poprzez chaszcze
Wypadł niedźwiedź, rozwarł paszczę.
Widząc, jak się bestia sroży,
Sokół w górę, a kot w las.
Człowiek tam byłby swoje życie złożył.
Lecz wierne psisko
Zwarło się z misiem w istne kłębowisko,
Wpiło weń kły,
A choć go niedźwiedź targał raz po raz,
Choć ryczał z bólu i złości,
Pies, wgryzłszy się mu do kości,
Zwisł na nim, kłów nie rozjął, zażarty i zły,
Aż w nim ogień życia zgasł.
A człek? Nie każdy z nas, ze zwierzem tym
Porównany w wierności, wychodzi bez sromu.
Póki niedźwiedź walczył z psem,
Człek chwycił fuzję i umknął do domu.
Łatwo pomoc obiecać w słowach, być życzliwym,
Lecz tylko w biedzie przyjaciół prawdziwych.
Jakże ich na świecie mało!
Gdyż to mi często widzieć się dawało,
Co w bajce z wiernym psem się okazało:
Ktoś kiedyś,
Przez przyjaciela wyciągnięty z biedy,
W nieszczęściu go nie ratował,
Jeszcze wszędzie nań pomstował.
Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz