Nad książkami cały dzień,
siedzi uczeń, czy też leń.
Uczyć mu się dziś kazano,
więc tak usiadł sobie rano
i choć wieczór jest już blisko
wciąż się uczy "biedaczysko" .
Nad historią się pochylił
czyta, lecz po krótkiej chwili
oczy mu się zamykają.
Widzi chłopcy w piłkę grają,
ponad nimi się unosi
i jak balon w górę wznosi.
Coraz wyżej, coraz dalej
właśnie mija obce kraje.
Nagle widzi przed oczyma
wicher, który w dłoniach trzyma.
Czy to dziecko, czy to zwierze
własnym oczom już nie wierze.
Stój! Odpowiedz wietrze szczerze
to co trzymasz, czy to zwierze.
Spójrz to twoje jest odbicie,
bo kiedy się nie uczycie
to czarodziej z kraju snu
zmienia was w zwierzęta gnu.
Nie wykrzyknął tylko uczeń
ja nie jestem przecież leń.
Tylko zostaw mnie w spokoju
pozwól wrócić do pokoju.
To zobaczysz wkrótce sam
radę sobie z wszystkim dam.
Synku czas już książki złożyć,
spać do łóżka się położyć.
Słowa te pomogły mu
zbudzić się z twardego snu.
Gdy otworzył oczy ku jego zdziwieniu
mama stała obok przy jego ramieniu.
Głaszcząc delikatnie włosy rozczochrane,
synku czemu oczy twoje zapłakane.
Zawstydzony wielce nic nie odpowiedział,
zresztą sam dokładnie niczego nie wiedział.
Pewnie do tej pory sam nie wie dokładnie,
co się wydarzyło, może z was ktoś zgadnie.
Jedno zaś jest pewne czas upłynął spory,
a on jakoś dziwnie do nauki skory.
Poprzedni wiersz *Spis wierszy* Następny wiersz